s. Wanda Boniszewska – pod wileńskim niebem wyrosła

Pamięć o niej ciągle żywa

Wiadomość o śmierci s. Wandy Boniszewskiej zastała mnie w Wilnie. Zaczepiono mnie wówczas na ulicy: stygmatyczka wasza zmarła? wyczekując potwierdzenia… ja tymczasem zamarłam z przerażenia; znałam wprawdzie jej powściągliwą osobowość;jako nowicjuszka nawet prowadzałam ją do kaplicy,ale że była stygmatyczką?! To ci dopiero nowina! Niebawem upłynie 17 lat od tego wydarzenia. W ciągu tego czasu napisano o niej dużo artykułów w wielu językach, opublikowano nie jedną książkę, wyreżyserowano nie jedną sztukę, choć teatr TV pt.„Stygmatyczka” z Kingą Preis w roli głównej przyniósł jej najwięcej rozgłosu,to siostra Wanda dalej nie przestaje „intrygować” swą historią, przesłaniem, spotkaniami z ludźmi z zaświatów, determinacją modlitwy za kapłanów, heroiczną odwagą wiary na zesłaniu.

Jako osoba pochodząca z Wileńszczyzny z pewnością zasługuje, by wspomnieć ją na łamach „Kuriera wileńskiego” tym bardziej, że ostatni tom serii „Wielcy Ludzie Wileńszczyzny”, redagowanej przez księży: Daniela Dzikiewicza i Jerzego Witkowskiego, właśnie jej został poświęcony. Jego tytuł: „Wanda Boniszewska. Przesłanie do odczytania”

 

Jej „korzenie”…

 Wanda pochodziła z Nowej Kamionki w ziemi nowogródzkiej. Ojciec - Franciszek Witold Boniszewski, wywodził się ze zubożałej szlachty, której majątek zabrali Rosjanie za udział w powstaniu styczniowym dziadka Wandy. Matka – Helena z domu Antolak była z pochodzenia Żydówką, adoptowaną przez rodzinę Turowskich, ochrzczoną przed zamążpójściem, co stało się  w 16. roku życia. Wanda przyszła na świat 2 czerwca 1907 r.,jako czwarte ich dziecko, pośród dziewiątki rodzeństwa. Rodzice, jak wspominała s. Wanda: „byli pobożni i gruntowni w wierze katolickiej, jak też i pełni miłości bliźniego”

 

Zakonne powołanie

W lipcu 1924 r. siedemnastoletnia Wanda przyjechała do Wilna, by starać się o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Droga zakonna była dla niej dość wyboistą; kilkakrotnie zamierzała odejść, ale w duszy słyszała nakaz Boga, że ma zostać w tym zgromadzeniu i tu Bóg da jej łaskę wytrwania. W czasie pierwszych rekolekcji w zgromadzeniu Jezus powiedział Wandzie: „mam zamiar uczynić z ciebie ofiarę”.

2 sierpnia 1933 roku, w kaplicy sióstr od aniołów w Kalwarii Wileńskiej Wanda złożyła śluby wieczyste. W momencie ich składania doznała mistycznego zjednoczenia z Bogiem, które opisać było jej trudno: „Starałam się za łaską Bożą czuwać, aby nie ulecieć «poza światy», gdyż rzeczy działy się nie do opisania. Ach! Dzięki Ci, o Boże, Panie, niegodna jestem!”

W kwietniu 1934 r. została posłana do wspólnoty w Pryciunach - wsi w gminie Niemenczyn. Mieszkała tu do momentu aresztowania, z niewielkimi przerwami niemal szesnaście lat. Po powrocie z zesłania udała się do Polski; gdzie posługiwała we wspólnotach: w Białymstoku, Lutkówce i Częstochowie. Konstancin-Jeziorna był jej ostatnią ziemską placówką, a cmentarz w Skolimowie pozostanie miejscem jej oczekiwania na zmartwychwstanie.

 

Osobliwości: stygmaty, ekstazy, dar proroctwa

Już jako 5-letnia dziewczynka głośno medytowała: „Biedny Bozia, zamknięty, jak tam smutno musi być!”. Ze swoim Aniołem Stróżem bawiła się niczym z równieśniczką.

W dzień Pierwszej Komunii św. Jezus pierwszy raz przemówił do niej „głosem wyraźnym” - wspominała po latach. Podczas bierzmowania miała usłyszeć: „Twoje życie będzie na Krzyżu, czuwaj, byś z niego nie schodziła, bo nieprzyjaciel zastawia wojsko”

Pierwszy ból stygmatów wspominała w związku z wydarzeniem, jakim w 1922 r. była pielgrzymka do Wilna na uroczystości przeniesienia relikwii św. Kazimierza, czyli 26 sierpnia. Uczestniczyła wówczas w drodze krzyżowej w podwileńskiej Kalwarii: „Widok Ukrzyżowanego przebił mnie naprawdę.” Ich krwawienie zaczęło się w dniu pierwszych ślubów zakonnych - 2 sierpnia 1927 r. - „krew wypłynęła tak, że sukienka była na wskroś przesiąknięta krwią.”

Wanda Boniszewska miała także inne rany na ciele – na ramionach i plecach powstałe w czasie biczowania i dźwigania krzyża oraz na głowie po nałożeniu cierniowej korony. Liczba stygmatów, ich rodzaj, częstotliwość bólu stopniowo się zwiększała, także o krwawy pot i krwawe łzy. Cierpienia połączone z ekstazą przychodziły nagle, bez względu na  zajęcia czy modlitwę. Po wyjściu z  ekstazy Wanda czuła się szczęśliwa. „Pomimo męki i boleści ciała przeważa słodycz wewnętrzna” – opisywała swój stan. Krwawienie z rany w boku towarzyszyło jej aż do ostatnich dni. Krew na gazikach chirurgicznych, do dziś zachowanych,    odciskała znak krzyża.

W czasie ekstaz Wanda modliła się i cierpiała za inne osoby  – w tym za dusze w czyśćcu, które przychodziły do niej jakby zwykli ludzie, odchodząc zaś „rozwiewali się, rzednieli”. W nocy z 15/16 lipca 1943 r. odwiedziła ją dusza gen. W. Sikorskiego: „Zbawienie i nadzieję prędkiego połączenia w Niebie zawdzięcza Maryi, której szkaplerz miał przy sobie. Jego dusza prosiła o modlitwę szczególnie w dzień Matki Bożej Szkaplerznej.” 

Wanda Boniszewska modliła się o nawrócenie: Józefa Stalina, Adolfa Hitlera „Józefowi Stalinowi przebacz, daj mu światło. Jezus, Adolfa nie odrzucaj, czy mu dałeś światło?” – te zaskakujące słowa Wanda wypowiedziała w czasie  bolesnej ekstazy 26 lutego 1941 r., w Środę Popielcową.

W ekstazach Wandy pojawiała się również postać kobiety w szarej sukni, mówiącej po niemiecku, która nazywała siebie Teresą: „Teresę poznałam w chwili, kiedy miano mnie biczować za Stalina i ks. X.”. Owa kobieta w jednej z kolejnych wizji okazała się być… Teresą Neumann, niemiecką mistyczką i stygmatyczką.

We wrześniu 1941 r. pisała: „Noc z soboty na niedzielę przebyłam niby w piekle. Dusze kapłanów widziałam w strasznej walce […]”. Wanda pisze dalej: „Stanęłam do walki między niebem a piekłem”

Innym razem Wandę zastano w łóżku przewiązaną powrozem, którą jakaś niewidzialna siła ją dusiła. Z matni uwolniła ją s. Regina Orłowska. Powróz był lniany, długi ok. 5 metrów i dziwnie skręcony. W domu nikt nigdy tego powrozu nie widział. Nie miał śladów, że był używany. Zapytana S. Wanda wyjaśniła, że jakiś ksiądz na dalekiej północy chciał się powiesić, ale ona go z tego wyrwała, a szatani z zemsty chcieli ją udusić.”

Mając dar przepowiadania tego, co się wydarzy, przestrzegała przed niebezpieczeństwami, o czym najszerzej wspomina dolorysta ks. Sykstus Gajdel, cytowany w książce serii „WLW”.

W 1963 r., zanim media podały wiadomość o śmierci papieża Jana XXIII ona już podczas modlitw wieczornych wspólnoty zaintonowała modlitwę: za zmarłego Ojca św. Jana XXIII. 

Przyjmowanie i znoszenie cierpień za innych było najistotniejszym rysem jej ziemskiej misji, sam zaś styl cierpienia stanowił swoistą pieczęć podobieństwa do Chrystusa. 

 

Heroizm wiary na zesłaniu

Kilka dni po aresztowaniu, ukrywającego się Pryciunach, ks. Antoniego Ząbka SJ, u którego znaleźli wszystkie dokumenty, ujawniające istnienie Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, przyszli po siostrę Wandę. Było to 11 kwietnia 1950 r.

W katowni przy ul. Giedymina (Ofiarnej) zabrano jej krzyżyk, medalik, różaniec. Robiła więc różańce z czarnego chleba i modliła się głośno. To było surowo zabronione. I surowo karane. Skatowaną Wandę przewieziono do szpitala więziennego na Łukiszkach. Cierpiała tu, i później na Uralu, na zapalenie nerek, woreczka żółciowego, otrzewnej, na silne grypy, anginy, a także na serce. Traciła przytomność.

Po pięciu miesiącach śledztwa, 19 września 1950 r. sąd uznał, iż Wanda Boniszewska jest winna zorganizowanej działalności propagandowej wymierzonej przeciwko ZSRR. Wyrok: 10 lat więzienia. Za następne pięć miesięcy, 10 lutego 1951 r., wywieziono ją w głąb ZSRR – na południowy Ural, do Wierchnieuralska, ok. 230 km od Czelabińska. Była zbyt chora na obóz pracy, osadzono więc ją w więzieniu dla politycznych.

„Cały czas przebywałam w więziennym szpitalu i w karcerach. Karcery naprawdę były najczęściej niesłuszne i bardzo ciężkie i upokarzające, bo obrywano mnie z ubrania wierzchniego tylko w bieliźnie zostawiano, latem to nie tak źle, bo chłód mniej dokucza, a w zimie to naprawdę zamarzałam i dostawałam wysokiej temperatury”. Była bita do krwi, leżącą na podłodze brutalnie kopano, jeden z oprawców uderzył ją butem w lewą pierś, raniąc, a po jakimś czasie w tym miejscu pojawił się guz, który trzeba było usuwać operacyjnie. W niektórych okresach czasu, np. w Wielkim Poście, Wanda obywała się bez jedzenia, na co zwrócił uwagę obozowy lekarz.

Wielokrotnie powodem przesłuchań były krwawienia stygmatów, które otworzyły się w adwencie 1950 r. Sowieccy medycy diagnozowali, że są to żylaki, które okresowo się otwierają. To na nogach i rękach. Ale skąd biorą się krwawiące rany w boku? Takiej choroby nie znali, dali jej więc nazwę: niezwykła i nieuleczalna. Stygmaty Wandy, jak usiłowała sobie przypomnieć po latach, otwierały się często do śmierci Stalina, czyli do marca 1953 r., później znacznie rzadziej, ale ból zawsze był dokuczliwy. Wanda w ekstazie, bez świadomości, wymieniała nazwiska tych, za których cierpiała: Józefa Stalina, szefa NKWD - Ławrientija Berię i Wiktora Abamukowa, zastępcę Berii, a także szefa kontrwywiadu Smiersz. Nadzorcy chcieli wiedzieć skąd ich zna? Gdy mówiła, że anioł stróż podaje te nazwiska – nie wierzyli i nie dawali jej spokoju: „No, Boniszewska, wy święta, cudowna kuglarko (…) Jeśli nie powiecie nam prawdy, to zobaczycie, zostaniecie bez oczu, piersi, bez nosa, bez rąk, cała będziecie okaleczona” – groził jeden z więziennych oprawców. Drugi, trzymając w ręku rewolwer groził: „A tym was wykończymy”. Ona zaś w duchu powtarzała: „Boże, odpuść, bo nie wiedzą, co mówią”.

Przedziwnie w szybkim czasie nawracali się ci, którzy nad nią się znęcali, prosili o przebaczenie i modlitwę, między innymi naczelnik łagru w Wierchnieuralsku - ten, który bił jej głową o ścianę.

Jak sama wspominała, podczas zesłania przeżyła czyściec i piekło, ale dzięki wielkiej Opatrzności Boga, powróciła stamtąd bez moralnego uszczerbku. 

 

S. Wanda – najbardziej znaną siostrą od Aniołów

Od wydania pierwszej pozycji o siostrze Wandzie, ludzie nieprzerwanie proszą o modlitwę za jej przyczyną. Wielu jest przekonanych o jej skutecznym wstawiennictwie przed Bogiem. Obecnie trwają starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. 

 

Powyższy artykuł autorstwa s. Anny Mroczek ukazał się drukiem na łąmach pisma "Kurier Wileński".

     

Copyright©2010-2016 Zgromadzenie Sióstr od Aniołów.
Strona stworzona dzięki Drupal