II Niedziela Adwentu. Chora z miłości

Słowo: „Ja śpię, lecz serce me czuwa: Cicho! Oto miły mój puka! «Otwórz mi, siostro moja, przyjaciółko moja, gołąbko moja, ty moja nieskalana, bo pełna rosy ma głowa i kędziory me - kropli nocy». «Suknię z siebie zdjęłam, mam więc znów ją wkładać? Stopy umyłam, mam więc znów je brudzić?» Ukochany mój przez otwór włożył rękę swą, a serce me zadrżało z jego powodu. Wstałam, aby otworzyć miłemu memu, a z rąk mych kapała mirra, z palców mych mirra drogocenna - na uchwyt zasuwy. Otworzyłam ukochanemu memu, lecz ukochany mój już odszedł i znikł; życie mię odeszło, iż się oddalił. Szukałam go, lecz nie znalazłam, wołałam go, lecz nie odpowiedział. Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto, zbili i poranili mnie, płaszcz mój zdarli ze mnie strażnicy murów. Zaklinam was, córki jerozolimskie: jeśli umiłowanego mego znajdziecie, cóż mu oznajmicie? Że chora jestem z miłości.” Pnp 5, 2-8

Słowo z liturgii: „Odmień znowu nasz los o Panie, jak odmieniasz strumienie na Południu. Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości. Idą i płaczą, niosąc ziarno na zasiew, lecz powrócą z radością, niosąc swoje snopy.” Ps 126, 4-6

Prośba: o większe poznanie siebie z Chrystusem.

 

Pierwszy tydzień Adwentu za nami. Tydzień poznawania, zbliżania się do Ukochanego, uwrażliwiania na Jego spojrzenie, szept, wołanie. Co zrobiłam z tym czasem? Może mam dziś poczucie, że nie ruszyłam się ani o krok, że wiele razy przegapiłam przyjście Oblubieńca. Może nawet słyszałam pukanie, wołanie, ale silniejsze były wymówki… Jak bardzo podobna jestem do Oblubienicy, której nie chce się wkładać sukni i brudzić stóp, żeby otworzyć Przyjacielowi, a już po chwili tego żałuje! Na widok Jego dłoni zadrżało nie tylko jej serce… w oryginale użyte jest słowo, które wskazuje na wnętrzności, na łono kobiety. Widząc tylko rękę, przeczuwając Jego bliskość, porusza się to, co w niej najważniejsze - jej centrum, miejsce w jej ciele, które należy do Niego. Nic więc dziwnego, że gdy nie znajduje Go za drzwiami, uchodzi z niej życie. Bo to On jest jej życiem. Gdy brakuje Ukochanego, nie ma życia.

„Chora jestem z miłości…” - taką diagnozę można mi postawić. Obdarowana wielką miłością nie umiem jej przyjąć i w sobie pomieścić. Jestem niespójna, zaprzeczam sama sobie, marnuję czas na błahostki, a brakuje mi go na rzeczy najistotniejsze, nie idę za moimi pragnieniami, nie żyję pełnią Życia. A jednak kocham. Tak jak potrafię, na ile potrafię. Szukam, błądzę, wypatruję, nie tracę nadziei, mam porywy gorliwości i gdy się zmobilizuję, stać mnie na wiele. Jestem słaba i krucha, upadam, ale za każdym razem daję się podnieść i wyruszam dalej. Deklaruję miłość i po chwili swoim zachowaniem jej zaprzeczam. Często sama siebie mam dość, oburzam się na swoją pychę, zarozumialstwo, naiwność, uległość i inne wady, które rzucają cień na moją motywację. Chciałabym być już bezbłędna, dojrzała, scalona, zintegrowana. Do końca. Ja się sobie dziwię, jak można żyć w takim szaleństwie, jak można mnie kochać… ale czy mojego Ukochanego to dziwi? Ani trochę…

Nie chcę teraz skupiać się na rachunku sumienia z tego co mi się nie udało. Chcę wołać do Chrystusa: „Weź mnie za rękę, pobiegnijmy!” A On mi odpowiada: „Powstań moja ukochana, piękna ma i wyjdź… wyjdź ku samej sobie” (Pnp 2,10b). Także w ten sposób można tłumaczyć rozważane przez nas wcześniej Słowo. To zaproszenie do wewnętrznej pielgrzymki, do porzucenia poczucia bezpieczeństwa, do wyjścia, wyruszenia absolutnego. Mam zostawić wszystko za sobą, zarówno moje bogactwa jak i grzech czy słabości i wyruszyć… naprzód, ku spotkaniu. Święty Bernard zachęca: „Posuwaj się do przodu, aż ku samemu sobie, aby napotkać twojego Boga.” Spotkanie dokona się w najgłębszej głębi mnie samej. Tam, gdzie Bóg nie tylko mnie widzi, stwarza mnie, lecz gdzie jest On Sam, gdzie żyje Jego Duch, gdzie wytryskuje źródło… Chcę dzisiaj wołać: „Pociągnij mnie za sobą w głąb mnie samej!” Powiem Jezusowi, że Go potrzebuję, poproszę, żeby pokazywał mi, co mnie powstrzymuje, by od razu otwierać Mu drzwi serca. Jeszcze raz wrócę do strażników, którzy w dzisiejszym Słowie nie są już tak obojętni, ale krzywdzą. Może to jakaś relacja z przeszłości lub trwająca obecnie potrzebuje oczyszczenia, mojego przebaczenia, pojednania? W nadchodzącym tygodniu wraz z Ukochanym chcę przemierzać krainy mojego serca, schodzić coraz głębiej i tam Go spotykać.

 

Copyright©2010-2016 Zgromadzenie Sióstr od Aniołów.
Strona stworzona dzięki Drupal